Dlaczego Star Trek Discovery jest lepsze od EP VII i VIII
Wysłany: 23 Sty 2018, 11:57
UWAGA TEMAT BĘDZIE ZAWIERAŁ SPOILERY ZE ŚWIATA STAR TREK ORAZ STAR WARS - ZAGLĄDAJĄC TUTAJ MIEJ TEGO ŚWIADOMOŚĆ.
Ostatnio po kolejnym obejrzeniu Epizodu VII oraz dwukrotnie Ep. VIII naszła mnie refleksja, że w Disneyu pracują najpewniej goście, którzy scenariusze filmów/seriali tworzą w Excelu. Wklejają motywy najbardziej popularne z poprzednich edycji, odświeżają pod katem jakości obrazu, a gdy coś nie pasuje lub nie wiedza jak pociągnąć dany wątek... wyrzucają do kosza.
Szale goryczy przelał u mnie wspomniany wcześniej Ep. VIII. Ucięcie wątku Snoke'a, spłycenie postaci Hux'a, Kylo zachowujący się jak rozpieszczone dziecko któremu mama powiedziała, że nie kupi mu zabawki. To tylko kilka elementów, bo pomijam przez grzeczność na przykład Luke'a świecącego sobie po nocy mieczem świetlnym w pokoju siostrzeńca (zły dotyk - boli całe życie ??).
Brak ładu i składu oraz związku przyczynowo skutkowego bolał mnie. Siedziałem w kinie oglądałem obrazy (całkiem ładne efekty) i tyle... bez emocji, bez podjarania się. Co ciekawie najlepiej ubawiłem się z dzieckiem w kinie, które reagowało bardzo żywiołowo na to co widziała i w tym momencie mnie olśniło.
Ep. VIII to kolejna produkcja Disneya dla młodszych, gdzie trzeba przedstawić tych "złych" jako głupich, brzydkich i naiwnych... zupełnie jak w serialu Rebels.
I nagle moja wiara we współczesne SF została przywrócona przez Netflix i STAR TREK: Discovery. Nagle okazało się, że można zrobić serial dojrzały, zawierający zaskakujące zwroty akcji i nie bojący się tematów trudnych oraz kontrowersyjnych.
Federacja postawiona w obliczu wojny, w której dostaje baty na każdym froncie zaczyna pracować nad wynalazkiem, który może mocno przechylić szalę zwycięstwa na stronę Gwiezdnej Floty. Wprowadzając przy tym postaci posiadające własne cele, własne demony i muszące ze sobą współpracować w nowych okolicznościach.
Tysiące nawiązań do klasycznego serialu TOS oraz innych serii Star Trek pokazuje, że twórcy nie wyrzucili kanonu do kosza bo im nie pasował (jak to uczynił JJ Abrams swego czasy ze Star Trekiem) tylko czerpią z niego całymi garściami.
Kapitan statku (Gabriel Lorca), to nie tchórzliwy Hux, który daje sobą pomiatać na oczach swych podwładnych. Facet ma ikrę i potrafi podejmować wyzwanie oraz decyzję trudne. Czasem słyszę lub czytam komentarze, że nie jest to typowy kapitan Gwiezdnej Floty... no w świetle wydarzeń pokazanych w serialu, mam wrażenie, że idealnie wpisuje się w kanon (którego nikt w kosz nie wyrzucił bo było "trudno" go pogodzić z nową wizją właścicieli marki).
Szczerze jakbym miał teraz obejrzeć DISCO jeszcze raz lub Ep. VII (czyli remake Ep. IV) lub najnowszego Ep. VIII - to ja wyciągam z szafy mundur Gwiezdnej Floty, biorę pod pachę pakę czipsów i siadam oglądam Star Treka Discovery.
A jak Waszym zdaniem się to prezentuje? Star Wars, czy Star Trek ?
Ostatnio po kolejnym obejrzeniu Epizodu VII oraz dwukrotnie Ep. VIII naszła mnie refleksja, że w Disneyu pracują najpewniej goście, którzy scenariusze filmów/seriali tworzą w Excelu. Wklejają motywy najbardziej popularne z poprzednich edycji, odświeżają pod katem jakości obrazu, a gdy coś nie pasuje lub nie wiedza jak pociągnąć dany wątek... wyrzucają do kosza.
Szale goryczy przelał u mnie wspomniany wcześniej Ep. VIII. Ucięcie wątku Snoke'a, spłycenie postaci Hux'a, Kylo zachowujący się jak rozpieszczone dziecko któremu mama powiedziała, że nie kupi mu zabawki. To tylko kilka elementów, bo pomijam przez grzeczność na przykład Luke'a świecącego sobie po nocy mieczem świetlnym w pokoju siostrzeńca (zły dotyk - boli całe życie ??).
Brak ładu i składu oraz związku przyczynowo skutkowego bolał mnie. Siedziałem w kinie oglądałem obrazy (całkiem ładne efekty) i tyle... bez emocji, bez podjarania się. Co ciekawie najlepiej ubawiłem się z dzieckiem w kinie, które reagowało bardzo żywiołowo na to co widziała i w tym momencie mnie olśniło.
Ep. VIII to kolejna produkcja Disneya dla młodszych, gdzie trzeba przedstawić tych "złych" jako głupich, brzydkich i naiwnych... zupełnie jak w serialu Rebels.
I nagle moja wiara we współczesne SF została przywrócona przez Netflix i STAR TREK: Discovery. Nagle okazało się, że można zrobić serial dojrzały, zawierający zaskakujące zwroty akcji i nie bojący się tematów trudnych oraz kontrowersyjnych.
Federacja postawiona w obliczu wojny, w której dostaje baty na każdym froncie zaczyna pracować nad wynalazkiem, który może mocno przechylić szalę zwycięstwa na stronę Gwiezdnej Floty. Wprowadzając przy tym postaci posiadające własne cele, własne demony i muszące ze sobą współpracować w nowych okolicznościach.
Tysiące nawiązań do klasycznego serialu TOS oraz innych serii Star Trek pokazuje, że twórcy nie wyrzucili kanonu do kosza bo im nie pasował (jak to uczynił JJ Abrams swego czasy ze Star Trekiem) tylko czerpią z niego całymi garściami.
Kapitan statku (Gabriel Lorca), to nie tchórzliwy Hux, który daje sobą pomiatać na oczach swych podwładnych. Facet ma ikrę i potrafi podejmować wyzwanie oraz decyzję trudne. Czasem słyszę lub czytam komentarze, że nie jest to typowy kapitan Gwiezdnej Floty... no w świetle wydarzeń pokazanych w serialu, mam wrażenie, że idealnie wpisuje się w kanon (którego nikt w kosz nie wyrzucił bo było "trudno" go pogodzić z nową wizją właścicieli marki).
Szczerze jakbym miał teraz obejrzeć DISCO jeszcze raz lub Ep. VII (czyli remake Ep. IV) lub najnowszego Ep. VIII - to ja wyciągam z szafy mundur Gwiezdnej Floty, biorę pod pachę pakę czipsów i siadam oglądam Star Treka Discovery.
A jak Waszym zdaniem się to prezentuje? Star Wars, czy Star Trek ?