Strona 1 z 1

[M`Y] Nadzieja na koniec (Behot)

PostWysłany: 03 Lut 2019, 15:41
przez Sh'ehn
Na facebookowym fanpage`u „przypominaM`Y” wybrane opowiadania – i pomyślałam, że to dobra okazja, żeby spróbować rozkręcić dyskusję w miejscu dostępnym także dla aruetiise. : ) Na początek link do opowiadania.

Zacznę od tego, że opowiadanie jest imponująco długie. Nie jest to może najważniejsze kryterium – ale z pewnością nie można go pominąć, tyle stron wypełnionych pisarskim wysiłkiem jak najbardziej zasługuje na słowa uznania.
Cieszy mnie wybór czasu i miejsca akcji. Nie chodzi nawet o to, że okres TORa lubię – po prostu osadzenie opowiadania w określonym czasie i miejscu, zamiast anonimowej planety, uważam za naprawdę dobry pomysł. Na pewno dużo łatwiej jest wyobrazić sobie przedstawione zdarzenia mogąc w każdej chwili sięgnąć do obrazu planty znanego z gry, czy dynamicznych scen starć z filmików. Akcja zaczyna się in medias res, ale zarówno czas mianowany, jak i wprowadzanie kontekstów sprawiają, że łatwo jest się odnaleźć – plus, dzięki przeplataniu ze sobą akcji i przemyśleń stopniowo budujących obraz tła historycznego, opowieść wydaje się bogatsza – no ładnie wpisuje się to w psychikę bohaterów (których myśli siłą rzeczy będą skupiały się na tym, co w ostatnich dniach zdominowało ich życie – czyli na wojnie). Podoba mi się też jak w tle przewijają się wzmianki o ważnych postaciach; wraz z uwzględnieniem tego, jak wspomniane postacie są odbierane przez walczących po obu stronach – a jednocześnie jak całość fabuły odbywa się bez bezpośredniego udziału tych bohaterów na skalę galaktyki. SpoilerDobrym przykładem jest to, jak R`un myśli o Satele – widzi ją jako bohaterkę, wzór do naśladowania; ale też jako kogoś, kto ma potencjał by stać się symbolem zwycięstwa, zalążkiem mitu. Inny przykład – Shae Vizla, która, zamiast być abstrakcyjną figurą, działającą hen daleko, na drugim końcu wszechświata i zajmującą się sprawami „wyższej wagi”, jest realną siłą, kimś, z czyimi siłami przypadkowy Lord Sithów musi się liczyć, i na kogo mandaloriańscy wojownicy mogą się powołać. Koniec Spoilera Poza tym, zawsze miło jest mieć świadomość, że autor musiał się przygotować do pisania, trochę doczytać, by dobrze oddać realia – i zawsze warto docenić takie starania.

Jeśli o samo opowiadanie chodzi; pojawia się tam kilka grup przynależnych do różnych frakcji. Każde ze stronnictw to inny zestaw zachowań; każde też reprezentuje inne poglądy. Pokazanie tego rozróżnienia mogę podsumować jedynie stwierdzeniem „dobra robota”. Przechodząc do tego, jak poszczególne grupy wypadają z osobna – Mandalorianie są świetni (jak to Mando ; ) Wykorzystanie Mando`a cieszy. Scenki z życia obozowego – miło się o tym czyta; zwłaszcza, że udało się zachować równowagę pomiędzy czasem spędzonym przy ognisku a momentami żywszej akcji. W dość krótkich fragmentach udało się pokazać że każdy z wojowników ma swój własny charakter; to kolejna dobra rzecz w Nadziei na koniec. Jedi i Republika... pomimo zachowywania wizerunku „tych dobrych” są bardzo przekonujący; dodatkowo podobał mi się ogół wytworzonego klimatu, opisy stanów psychicznych bohatera, jego relacja z podwładnymi. (Przy okazji kontaktów z podwładnymi – system migowych sygnałów. Przyznam się, że zwykle podobne komunikaty są dla mnie nieoczywiste i trudne do wyobrażenia. Tu nie miałam tego problemu – były proste, a więc zrozumiałe; dobrze dobrane i jasno opisane : ) Jeśli o Sithów chodzi... cóż, Sithowie to ten jeden element, do którego bym się przyczepiła. Zacznę od tego, że odziane na czarno bezimienne postacie stanowią idealnie bezosobowy „chórek” – o ile da się dobrze przedstawić bohaterów zbiorowych, tutaj, przynajmniej moim zdaniem, ani to realistyczne, ani specjalnie ciekawe. miałam wrażenie, że wypadają... naiwnie? Troszkę płytko i dziecinnie. Ponadto, w początkowych partiach opowiadania, nasz „główny zły”, czyli Verlax, sprawiał wrażenie niezbyt zrównoważonego i usposobionego nieco... histerycznie. Co prawda dzięki temu jego skuteczność w walce, i towarzysząca pojedynkowi dyskusja była tym większym pozytywnym zaskoczeniem, ale znowu, motywy które nim kierowały, kiedy Spoilerpróbował przeciągnąć R`una na ciemną stronę Koniec Spoilera... cóż, powiem tylko, że ta postać w moich oczach jest co najmniej niespójna. Dodam, że sam pojedynek jest niemal „kinowy” – czytając go, sekwencje obrazów same pchają się przed oczy.

Jeszcze parę słów o zakończeniu – poruszające, ale nie nadmiernie emocjonalne; wątki domyka dobrze – kto umiera, ten ma dobrą (tzn. z perspektywy literackiej) śmierć, żadnych „leniwych” rozwiązań w rodzaju „a wtedy spadły bomby i zabiły ich wszystkich”. Ci, co przeżyli, również wypadają wiarygodnie – całość jest gorzka, ale nie pozbawione tej tytułowej „nadziei” Spoilerdla wszystkich stron konfliktu Koniec Spoilera. Podoba mi się brak jednoznacznego rozstrzygnięcia; dobrze uzupełnia się ze wspomnianym początkiem in medias res i ładnie oddaje „wycinkowy” charakter walk, jako tylko jednego z wielu epizodów większej wojny. [size='75']Poza tym wybór momentu początku, jak i zakończenia, troszkę kojarzy mi się ze strukturą fabularną eposu... Ale to już raczej nadinterpretacja wynikająca z tego, co ostatnimi czasy czytałam.[/size]

Podsumowując moje subiektywne (i nie-humankowe) odczucia – kandosii, ner vod! T Cieszę się, że mogłam przeczytać Nadzieję na koniec – oby więcej takich opowiadań.

A wy, vode – co myślicie o tym tekście?