Dla mnie jedyną naprawdę zgrozą jaką "tfurcy" zrobili, to nazwanie owych pacyfistów New Mandalorian. i zaraz wyjaśnię, o co mi chodzi.
Idąc od początku - to, że jakieś grupy mandaloriańskich społeczności postanowiły się zmienić to nie jest nic dziwnego tak naprawdę. Już zasadniczo w Open Seassion mieliśmy z tym styczność (a przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę). Concord Down była planetą zamieszkiwaną głównie przez farmerów, ale jednak mieli powiązania z Mandalorianami. Sama rodzina Fetta stanowi dobry przykład - znamy z komiksowego KOTORu, wojownika Cassusa Fett. A tu nagle jego potomek jest tylko protektorem, pracującym na swojej farmie, nie noszącym zbroi (tu proszę mnie poprawić, jeśli źle to odbieram, ale ja zawsze widziałam owych protektorów przede wszystkim, jako sędziów, nie wojowników). i Jango "wrócił" do tradycji najemniczych koczowników dopiero po spotkaniu Jastera. Więc o ile idea, że jacyś potomkowie Mandalorian przeszli na pacyfizm jest do zaakceptowania, to nazwanie ich NEW MANDALORIAN jest żałosnym posunięciem. Bo to tak, jakby ta Satine, namawiała do pokoju, miłości i w ogóle, mówiąc:
"PRECZ Z WOJNĄ ! DOŁĄCZ DO NAS - NOWYCH KONKWISTADORÓW"
Bo nie oszukujmy się, że w galaktyce Mandalorianie zapewne kojarzą się z najeźdźcami, mordercami, albo najemnikami. No i jaki pacyfista by się tak nazwał? Coś w stylu: Nowy Wiking/Hun/Scyt/Tatar, gdzie Nowy będzie się kojarzyć z "Odrodzonym w tradycji poprzednika", a nie "Pacyfistycznym"? O wiele lepiej by to brzmiało, gdyby twórcy nadali owym potomkom jakąś inną nazwę, albo nazwali ich od zamieszkanej planety przez ich społeczność. To tak samo jak z okresami w literaturze - romantyzm i pozytywizm. Wpierw Polacy walczyli za swoją wolność, honor - i choć te walki mogą się teraz wydawać marnymi i bezsensownymi, dla owych ludzi to było ważne, choćby spróbować coś zrobić. Po tym nadeszły klęski, cierpienie spowodowane represjami, zsyłki na Sybir etc., i pojawiło się nowe pokolenie, które powiedziało, że nie ma sensu walczyć, należy sobie wypracować wolność, prowadzić oświatę, współpracować z rozbiorcami - i by zerwać ze swymi poprzednikami, nazwano ich pozywistami (pomińmy, że te nazwy zapewne nadano później...). I tak samo mogło być w przypadku Mandalorian. Nowsze pokolenia mogły uznać, że wojny nic im nie przyniosły dobrego i "that the only way the Mandalorians could survive was through being peaceful, neutral and tolerant". Jasne, może i to New mogłoby się ich tyczyć kiedyś, ale teraz, dla czytelników, to wygląda jakby dopiero się odrodzili na czasy Wojen Klonów...
I zasadniczo mam jedno pytanie - skoro Mandalorianie byli w rozsypce, tworząc pewnie mniejsze klany... to dlaczego walkę między Jasterem a Vizslą nazwano wojną domową? Skoro teraz to wygląda tylko, jako wojna między dwoma klanami, a reszta społeczności powiązanej jakoś z Mandalorianami, miała to zasadniczo... gdzieś?. I jeśli Satine przewodzi owym pacyfistom, to po co DW miałaby ją atakować? Czy to dlatego, że sami przedstawiciele Mandalorian i ich pierwotnych tradycji nie widzieli w niej i jej podobnych vode i chcieli usunąć jednostki szkodzące wizerunku wojowników?
I tyle, z mojej skromnej strony...
Zabij człowieka - będziesz mordercą.
Zabij miliony - będziesz zdobywcą.
Zabij wszystkich - będziesz bogiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kuj żelazo, okute serce nie pęka (T. Miciński)